czwartek, 4 września 2014

W cieniu wielkiego dębu

A jest nawet taki wielki dąb u mnie za domem.

Nie wiem w sumie, czy ktoś tu wogóle zagląda nawet przypadkiem. Jeśli tak z góry przepraszam za moją nieobecność, za tą ciszę. Chociaż cisza czasami jest lekarstwem na wszystko.
Co do spraw codziennych nic się nie zmieniło, robie to co robiłam z lepszym lub gorszym skutkiem, nie ratuje świata, w politykę się nie bawie, zaczełam trochę szyć - dokładnie tunika z Birki, może coś wrzucę w związku z tym tematem, czekając również na przesyłkę z ręsztą 'ekwipunku' mam zamiar uszyć buty co by pasowały do wczesnośredniowiecznego stroju, a i hełm wkońcu będzie.

Wróciłam też do starej książki tylko, że nie mam czasu (ani pieniędzy) na pozostałe części a tą kupiłam przypadkiem. Tak czy siak polecam - filmy też.







 Ja jak to ja nie mogę obejść się też bez ciągłego słuchania muzyki zawsze i wszędzie co łączy się z przeszukiwaniem internetu w poszukiwaniu nowych, muzycznych inspiracji z ręką na sercu polecam mroczne skandynawskie klimaty: "Wardruna - Runaljod - Gap Var Ginnunga" oraz coś lżejszego, folkowego "Eluveitie-Origins" - z moim ulubionym, przewodnim kawałkiem "The Call of the Mountains" .




                                       A cry rang on in the sibilant winds.
A behest, the outcry of the cranes.

The call of the mountains, the call in the air,
The call of our home, the beat in our hearts,
 The call of the mountains.


       

Narazie chyba to wszystko, nie ma co się niepotrzebnie rozpisywać.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz